Rak prostaty dotyka coraz młodszych mężczyzn

Opublikowane 15 grudnia 2020
Rak prostaty dotyka coraz młodszych mężczyzn
Z rakiem prostaty można żyć w dobrej formie, a zdiagnozowana choroba wcale nie zmusza do rezygnacji z życia społecznego i zawodowego. Im wcześniej chorzy zostaną poddani terapii, tym większe korzyści odniosą.
Rak prostaty w roli głównej
Rak prostaty to dziś w Polsce najczęstszy nowotworów u mężczyzn. Diagnozowany jest u coraz młodszych osób.

– Przez lata uważaliśmy raka prostaty za nowotwór tylko starszych panów i tylko te starsze osoby badaliśmy w tym kierunku, albo w ogóle ich nie badaliśmy, a jedynie czekaliśmy, aż pojawią się objawy – mówi dr n. med. Iwona Skoneczna, onkolog ze Szpitala Grochowskiego i Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Tymczasem wiadomo, że wczesny rak prostaty, nawet agresywny i zaawansowany, może nie dawać żadnych objawów. – Dlatego zachęcamy także młodszych mężczyzn, by się badali i sprawdzali, czy nie mają raka prostaty – dodaje dr Skoneczna.
 
Badania przeprowadzone w Danii wykazały, że osoby, które w przyszłości zachorują na raka prostaty, już w wieku 45 lat mają średni poziom PSA wyższy niż reszta populacji. – Dlatego już w tym wieku zalecamy wykonanie pierwszego badania PSA i określenie innych czynników ryzyka. Jeżeli bowiem w rodzinie pacjenta ktoś chorował w młodym wieku na agresywnego raka prostaty lub raka piersi, to już od czterdziestego roku życia, a czasem nawet wcześniej rekomendujemy badania sprawdzające – wyjaśnia dr Skoneczna.
 
Diagnostyka
Na obecność raka prostaty może wskazywać podwyższony poziom PSA. Od niedawna stan gruczołu można też ocenić za pomocą rezonansu magnetycznego. – Badanie to zyskuje coraz większą popularność, bo w przeciwieństwie do nielubianego przez panów badania per rectum, czy ultrasonografii TRUS, jest wykonywane z zewnątrz oraz pozwala bardzo dokładnie zbadać całą prostatę. Czasem możemy nawet ocenić, czy potrzebna będzie biopsja prostaty czy nie.
 
Jeśli wykonamy badanie rezonansu magnetycznego prostaty na początku diagnostyki i badanie to będzie prawidłowe, to prawdopodobnie jedną czwartą panów uchroni to przed nieprzyjemnym i inwazyjnym zabiegiem, jakim jest biopsja – tłumaczy dr Skoneczna. Badanie rezonansem ma tylko tę wadę, że jest dosyć drogie i dlatego nie tylko w Polsce nie jest ciągle rutynowym elementem diagnostyki. Kosztuje zwykle około 800 -1000 zł. 
 
Być może właśnie to badanie uratowało red. Artura Wolskiego, dziennikarza Polskiego Radia. - Badam się regularnie. Dbam o zdrowie, a poza tym tak nakazuje mi przyzwoitość. Zajmuję się popularyzacją wiedzy medycznej. Gdybym więc sam nie poddawał się badaniom, do których namawiam innych, to podważałbym to, co mówię, nie byłbym wiarygodny – opowiada red. Wolski.

Co pół roku chodził więc do urologa, aby się badać. Na początku PSA miał na prawidłowym poziomie, ale dwa lata temu stężenie tego białka we krwi zaczęło rosnąć. - Nic mnie nie bolało, wszystko funkcjonowało sprawnie, ale to rosnące PSA mnie niepokoiło – wspomina red. Wolski. Lekarz co prawda go uspokajał, że PSA nie jest jednoznacznym wyznacznikiem tego, że w organizmie rozwija się nowotwór, ale Arturowi ten wzrost nie dawał spokoju.

Postanowił wyjaśnić, dlaczego PSA z 1 urosło do 6, potem 7 i 8 i dalej narastało. Jednak badanie USG, któremu się poddał, niczego nie wykryło. - Miałem jednak świadomość, że badanie to nie pozwala zajrzeć dokładnie we wszystkie miejsca, nie ma takiej technicznej możliwości. Mogą być więc zakamarki, gdzie nowotwór się rozwija, a głowicy nie da się tak ustawić, by tę zmianę wykazać – mówi red. Wolski.

Rozstrzygnąć sprawę – jest nowotwór czy go nie ma, miała biopsja grubo igłowa. Zabieg polega na tym, że lekarz nakłuwa prostatę specjalną igłą biopsyjną o rozmiarze 14 G. Przy wkłuciu pobiera się fragment tkanki o długości jednego centymetra i szerokości czterech milimetrów. Badanie wykonuje się przy wykorzystaniu aparatury stosowanej do badań USG. Następnie pobrany materiał przekazuje się do pracowni histopatologicznej. Jeśli ma się pecha, bo zmiana nowotworowa umiejscowiona jest w trudno dostępnym obszarze prostaty, to lekarz może nie trafić w pole zajęte rakiem. - Wynik biopsji obejrzał urolog i uznał, że nic złego w prostacie się nie dzieje. Uspokajał mnie, że prostata jest co prawda nieco powiększona, ale w pewnym wieku to stan normalny. Lekarz stwierdził stan zapalny i przepisał antybiotyk. Ponownie uspokoił mnie to, że rosnący PSA o niczym nie świadczy – opowiada red. Wolski.

Wtedy Artur wykonał prywatnie rezonans magnetyczny. Wynik badania rezonansem pozwolił dokładnie określić miejsca, skąd należy pobrać komórki do badania histopatologicznego. Biopsja wykazała jednoznacznie – nowotwór złośliwy. - Zdecydowałem się na całkowitą resekcję prostaty. Zabieg wykonano laparoskopowo – mówi red. Wolski. Miał szczęście, bo następnego dnia szpital, w którym poddał się operacji, został zamknięty z powodu pandemii korona wirusa.

Leczenie
Badanie rezonansem magnetycznym prostaty ma też inne zalety - jeśli widzimy nieprawidłowości, to pozwala dokładniej zaplanować, w którym miejscu należy wykonać biopsję, a także zaplanować leczenie, jeśli okaże się, że będzie ono potrzebne. – W obrazie uzyskanym rezonansem widzimy też węzły chłonne okolicy prostaty oraz kości znajdujące się w pobliżu prostaty. Można więc ocenić, jak bardzo zaawansowana jest choroba – wyjaśnia dr Skoneczna.
 
Jeśli rak prostaty zostanie wykryty na wczesnym etapie, kiedy nie doszło do przerzutów, leczenie polega na operacyjnym wycięciu gruczołu albo zniszczeniu go za pomocą radioterapii. Gdy zaś komórki nowotworowe są w prostacie i jeszcze w innych miejscach organizmu, to lekarze stosują leczenie systemowe. - Wiemy, że rak prostaty jest hormonozależny. Leczenie polega więc na zablokowaniu produkcji męskich hormonów - albo za pomocą operacji, która usuwa źródło produkcji hormonów, czyli wycina się oba jądra, albo za pomocą zastrzyków podawanych co kilka miesięcy, które blokują produkcję tych hormonów w jądrach – wyjaśnia dr Skoneczna.
 
Badania wykazały też, że bardziej agresywne nowotwory lepiej się leczy, jeśli leczenie obniżające poziom testosteronu zostanie połączone z chemioterapią. – A jeszcze lepsze wyniki leczenia uzyskamy wówczas, gdy na wczesnym etapie zastosujemy jednocześnie nową generację leków hormonalnych – dodaje dr Skoneczna.

Ta nowa generacja leków jest w wygodnej formie podawania. Pacjenci dostają tabletki i nie muszą przychodzić często do szpitala, dodatkowo nie dochodzi do osłabienia odporności - co w dobie pandemii jest niezwykle istotne. – Leki te nie dość, że dają stosunkowo mało objawów ubocznych, to jeszcze bardzo dobrze działają. Nie tylko przydają się pacjentom z najbardziej zaawansowaną postacią choroby, którzy mają tzw. raka opornego na kastrację z przerzutami po niepowodzeniu leczenia blokującego produkcję hormonów, ale też przynosi efekty u pacjentów jeszcze przed chemioterapią. Nowym wskazaniem do zastosowania tych leków jest sytuacja, gdy po wycięciu lub napromienianiu prostaty, mimo obniżenia testosteronu, szybko narasta marker nowotworowy, czyli PSA, a w tzw. badaniach obrazowych (czyli tomografii komputerowej i scyntygrafii kości) jeszcze nie widać przerzutów. Dzięki tym lekom możemy opóźnić o 2 lata pojawienie się przerzutów i znacznie wydłużyć życie – wyjaśnia dr Skoneczna.

Zarejestrowano już cztery leki nowej generacji. Pierwszym był abirateron, potem enzalutamid, apalutamid, a najmłodszy to darolutamid. Wszystkie te leki należą do tej samej grupy, mają postać tabletek i doskonale działają u znakomitej większości pacjentów. – Leki te różnią się szczegółami, ale wszystkie są dobrze tolerowane przez pacjentów i wygodne w stosowaniu. Zapewniają dobrą jakość i komfort życia, a także możliwość aktywności zawodowej i rodzinnej. Gdyby ktoś spotkał tych pacjentów na ulicy, to w ogóle nie przypuszczałby, że mają oni nowotwór i są w trakcie leczenia. Dużo tych chorych w trakcie leczenia funkcjonuje w podobny sposób jak przed chorobą – mówi dr Skoneczna.

Niestety lekarze mają ograniczony dostęp do tych leków. – Te nowoczesne terapie onkologiczne są dostępne tylko w ramach programów lekowych, czyli dla wybranych pacjentów w doskonałej formie, u których ten efekt będzie zwykle najlepszy – mówi dr Skoneczna.

- Jak pokazują badania i coraz większe doświadczenie w stosowaniu tych terapii, leki te mogłyby przynieść korzyści także tym pacjentom, których obecnie nie możemy włączyć do programu lekowego – mówi dr Skoneczna. Dotyczy to chorych z rakiem opornym na kastrację, u których nie doszło jeszcze do przerzutów. Z trzech badań opublikowanych w tym roku wynika, że nowoczesne leczenie właśnie tych pacjentom przynosi duże korzyści chorym. Opóźniają one pojawienie się przerzutów średnio o dwa lata oraz wydłużają czas przeżycia nawet o kilkanaście miesięcy. Leki te powinny być stosowane możliwie jak najwcześniej – im wcześniej, tym lepiej, bo tym lepsze są wtedy efekty. Leki te są w tabletkach, a zatem pacjent może zażywać je w domu, co jest istotne w dobie pandemii, kiedy chorzy mają ograniczony dostęp do lekarzy.
 
Edukacja
Na problemy chorych na raka prostaty zwracano uwagę podczas akcji Movember, która trwała na świecie, także Polsce, przez cały listopad. W ramach tej kampanii mężczyźni przez cały miesiąc zapuszczają wąsy na znak solidarności z chorymi. Celem akcji jest też wzbudzenie ciekawości u innych osób i zapoczątkowanie dyskusji na temat profilaktyki oraz zachorowalności na „męskie” nowotwory, w tym raka prostaty. - Wpadłem wtedy na pomysł, aby poszukać mężczyzn z wąsami i zapytać ich, dlaczego je zapuścili czy słyszeli o kampanii Movember. Pierwszego mężczyznę z wąsami spotkałem na Placu Trzech Krzyży. Był to taksówkarz, który o akcji nie słyszał, ale gdy dowiedział się, że jest ona związana z rakiem prostaty, przyznał, że ma zdiagnozowany ten nowotwór i porozmawiał ze mną o swojej chorobie – opowiada red. Michał Dobrołowicz, dziennikarz i reporter.

Red. Dobrołowicz jest przekonany, że mężczyźni chętnie opowiadają o swoich problemach związanych z rakiem prostaty, a robią to tym chętniej, gdy mają chorobę w ryzach, są po leczeniu i normalnie pracują. Oraz gdy czują wsparcie bliskich. Kilka miesięcy temu red. Dobrołowicz szukał do reportażu mężczyzn chorych na raka prostaty, ale nikt z jego znajomych ani rodziny nie był chory na ten nowotwór. Wybrał się więc – za zgodą szpitala – do poradni urologicznej, by tam wśród czekających na wizytę do urologa znaleźć chętnych do rozmowy.  – Bez trudu znalazłem pacjentów. Zrobiłem reportaż, ale zaskoczyło mnie to, że bardzo mało było samotnych mężczyzn, że większości towarzyszyły żony, córki, partnerki. 

Kobiety wspierały swoich bliskich przed wizytą, wiele z nich razem z mężczyznami wchodziło do gabinetu. I co ciekawe, to kobiety zachęcały mężczyzn, by ci opowiedzieli mi swoją historię - opowiada Michał Dobrołowicz. Ten pierwszy bodziec wystarczył. - Potem panowie się otwierali i chętnie ze mną rozmawiali. Miałem wrażenie, że rozmawiali nie dlatego, że dzięki temu szybciej mijał im czas oczekiwania na wizytę, ale także dlatego, że ta rozmowa była dla nich ważna, że wreszcie nie byli sami ze swoją chorobą – dodaje red. Dobrołowicz.

Źródło: materiały prasowe