Kiła w Polsce: statystyki szybują w górę. “Dramatem jest to, że mamy kiłę wrodzoną”
Opublikowane 17 maja 2023Liczba zakażeń kiłą dramatycznie wzrasta. Tylko w ciągu pierwszych 4 miesięcy br. było ich o 150 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. W praktyce to może być dopiero wierzchołek góry lodowej. – Rzeczywistą skalę zachorowań trudno ocenić. (...) Dramatem jest to, że mamy kiłę wrodzoną – mówi dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, wojewódzki konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych.
Kiła w Polsce jest najczęściej notowaną chorobą przenoszoną drogą płciową. I jak przyznaje dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, w naszym kraju od 2014 roku utrzymuje się trend wzrostowy zakażeń. Rocznie przypadków kiły jest ponad 2 tysiące. Wszystko wskazuje, że ten rok może być - niestety - pod tym względem rekordowy.
Tylko od początku roku do końca kwietnia odnotowano w Polsce 1050 przypadków kiły, podczas gdy w analogicznym okresie roku 2022 było ich 434 (dane NIZP-PZH - red.).
Kiła wrodzona: takich przypadków nie widzieliśmy od lat
Kiła jest głównie zakażeniem współistniejącym z HIV. Większość przypadków w kraju dotyczy młodych mężczyzn o orientacji homoseksualnej. Przypadki zakażeń u kobiet występują zdecydowanie rzadziej, a ich obecny wzrost ma związek z napływem uchodźców – mówi ekspertka.
Szczególnie niepokoi nas fakt, że w Polsce zaczęły się przypadki kiły wrodzonej, czego nie było od 40 lat – zaznacza konsultant. Z danych NIZP-PZH wynika, że w tym rok odnotowano już dwa takie przypadki.
Jak wyjaśnia, kiła wrodzona dotyczy dzieci zakażonych matek, które zachodząc w ciążę, nie miały świadomości tego problemu. Te przypadki to też efekt braku odpowiedniej diagnostyki w kierunku chorób wenerycznych wśród ciężarnych - mimo że wymagają tego obowiązujące przepisy. Ginekolodzy powinni zlecać diagnostykę w tym kierunku dwukrotnie, w pierwszym trymestrze i pod koniec ciąży. - Niestety - komentuje nasza rozmówczyni - dzieci z wrodzoną kiłą będą się z nią mierzyć już przez całe życie.
Kiła w Polsce: widzimy tylko wierzchołek góry lodowej
Dr Cholewińska-Szymańska przyznaje, że oficjalne statystyki nie pokazują pełnego obrazu epidemiologicznego, ponieważ wielu zakażonych wstydzi się choroby i leczy w prywatnych gabinetach albo wcale. W rzeczywistości skala zachorowań jest zdecydowanie wyższa. Jaka? Trudno ocenić.
Na rozprzestrzenianie się zakażenia wpływa też fakt, że spore grono osób, które są zakażone, w ogóle o tym nie wie lub jest diagnozowana w późnym stadium choroby, co oznacza, że przez długi czas stanowi potencjalne źródło zakażenia dla kolejnych osób.
Kiła w Polsce: widzimy tylko wierzchołek góry lodowej
Dr Cholewińska-Szymańska przyznaje, że oficjalne statystyki nie pokazują pełnego obrazu epidemiologicznego, ponieważ wielu zakażonych wstydzi się choroby i leczy w prywatnych gabinetach albo wcale. W rzeczywistości skala zachorowań jest zdecydowanie wyższa. Jaka? Trudno ocenić.
Na rozprzestrzenianie się zakażenia wpływa też fakt, że spore grono osób, które są zakażone, w ogóle o tym nie wie lub jest diagnozowana w późnym stadium choroby, co oznacza, że przez długi czas stanowi potencjalne źródło zakażenia dla kolejnych osób.
Jak przypomina dr Cholewińska-Szymańska, ryzyko zakażenia chorobami wenerycznymi dotyczy każdej aktywnej seksualnie osoby i w każdym wieku.
Z danych NIZP-PZH wynika, że najwyższa zapadalność na kiłę dotyczy województwa mazowieckiego. W 2020 r. leczono w tym regionie 25 proc. wszystkich przypadków tego zakażenia w kraju. W tym samym czasie w województwach lubelskim i świętokrzyskim odnotowano pojedyncze przypadki. W ocenie ekspertów NIZP może to być efekt tego, że w województwie mazowieckim często mieszkają i pracują osoby napływowe nie tylko z różnych części Polski, ale też z zagranicy. Problem leży też w tym, że tak duże różnice mogą wskazywać na różną skuteczność w diagnozowaniu i raportowaniu chorób przenoszonych drogą płciową w zależności od województwa.
Jak zwraca uwagę dr Cholewińska-Szymańska, samo leczenie zakażonych kiłą jest dosyć proste - wymaga podania penicyliny. - Ale choroba musi być najpierw właściwie zdiagnozowana. Z tym mamy duży problem - podkreśla.
Powód? - Na przestrzeni lat zmieniły się nasze zachowania seksualne. W efekcie kiłę dziś widzimy na policzkach, gardle, na podniebieniu. Wcześniej były to narządy płciowe. Ta zmiana sprawia sporo kłopotów, szczególnie lekarzom “starej daty”. Mimo wzrostu zachorowań w kraju coraz rzadziej wykonuje się testy kiłowe. Coraz mniej ośrodków nimi w ogóle dysponuje – zaznacza Cholewińska-Szymańska.
Specjalistka zaznacza, że chociaż sytuacja jest niepokojąca, to brakuje opracowania i wdrożenia odpowiednich działań systemowych, które pozwoliłyby to zmienić. W jej ocenie obecnie szczególną rolę w walce z tym zakażeniem mają do odegrania lekarze, którzy muszą zacząć pytać swoich pacjentów o życie seksualne - zarówno młodych, jak i tych starszych. W tym drugim przypadku pamiętając, że choroby weneryczne to wcale nierzadka „pamiątka” z pobytu w sanatoriach.
źródło: infoWire
źródło: infoWire
Autor:
Redakcja MedicalPress