Kobiety nie są od operowania? To już nieaktualne. Jednak młodych w specjalizacjach zabiegowych i tak brakuje

Opublikowane 29 marca 2024
Kobiety nie są od operowania? To już nieaktualne. Jednak młodych w specjalizacjach zabiegowych i tak brakuje
Brak liderów, od których mogliby się uczyć, i wizja pracy w kieracie – przede wszystkim to zniechęca młodych lekarzy do wyboru specjalizacji zabiegowych, w tym chirurgii ogólnej. Wbrew niekorzystnym trendom coraz więcej młodych kobiet wybiera właśnie tę ścieżkę kształcenia. Wprawdzie są jeszcze ośrodki, gdzie specjalizacje zabiegowe postrzega się stereotypowo jako męskie, ale kobiety coraz mocniej zaznaczają swoją obecność w chirurgii ogólnej i nie tylko.
W wiosennym postępowaniu kwalifikacyjnym na specjalizacje lekarskie jest dostępnych 4208 miejsc w trybie rezydenckim i 9927 w pozarezydenckim. Z informacji uzyskanych przez konsultanta krajowego w dziedzinie chirurgii ogólnej wynika, że w wiosennym naborze 2024 roku liczba nieobsadzonych miejsc sięgnęła 413. Prof. Marian Zembala za czasów kierowania Ministerstwem Zdrowia podjął decyzję o wpisaniu chirurgii ogólnej na listę specjalizacji deficytowych. W efekcie rezydenci, którzy ją wybiorą, mogą liczyć na wyższe wynagrodzenie. Jak się jednak okazało, nie wystarczyło to, by przekonać młodych do tej ścieżki kształcenia.

W dyskusji o kryzysie kadrowym dotykającym specjalizacje zabiegowe coraz mocniej wybrzmiewają opinie, że to trudna ścieżka kształcenia, a środowisko chirurgów nie jest przyjazne dla młodych. Co więcej, od lat w tej dziedzinie dominują mężczyźni, za chirurgią ciągnie się też fama specjalizacji, gdzie kobiety startują z gorszej pozycji. Czy tak jest w istocie? Co przyciąga, a co zniechęca do specjalizacji zabiegowych młode kobiety?

Zapytaliśmy trzy przedstawicielki specjalizacji zabiegowych o różnorodnym doświadczeniu zawodowym, dlaczego młodzi tak niechętnie wybierają specjalizacje zabiegowe, w tym przede wszystkim chirurgię ogólną. Wszystkie trzy zgodnie podkreślają, że młodym zależy na zachowaniu równowagi pomiędzy pracą a życiem prywatnym – a o tą trudno, gdy jest się chirurgiem. Co więcej, samo szkolenie jest bardzo wymagające.

– Wydaje się, że przyczyną kryzysu kadrowego we wszystkich specjalizacjach zabiegowych mogą być kwestie związane ze zróżnicowanym obciążeniem fizycznym, psychicznym oraz ryzykiem odpowiedzialności prawnej w dziedzinach zabiegowych i zachowawczych. Dziedziny zabiegowe wymagają ogromnego zaangażowania podczas szkolenia i z punktu widzenia przyszłego rezydenta bezpośrednie krótkofalowe profity, wynikające z odbywania takiego szkolenia, mogą być postrzegane jako podobne, a nawet niższe od uzyskiwanych w trakcie odbywania innych, czasem może mniej obciążających specjalizacji. Na wybory młodych lekarzy może wpływać chęć zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa, trend do zachowania równowagi pomiędzy pracą a życiem osobistym oraz możliwości elastycznego kształtowania swojego dnia pracy, co w specjalizacjach zabiegowych może być trudne – mówi lek. Karolina Żbikowska, rezydentka na 6. roku specjalizacji z kardiochirurgii.

Kryzys kadrowy dotykający specjalizacje zabiegowe, dotkliwie odczuwalny szczególnie w obszarze chirurgii ogólnej, jest już od dłuższego czasu faktem szeroko dyskutowanym w środowisku.

– Z jednej strony możemy zidentyfikować jego systemowo-organizacyjne przyczyny, takie jak przede wszystkim niedoszacowany poziom wyceny świadczeń, przekładający się na rentowność oddziałów chirurgicznych. Z drugiej strony w ocenie mojej i młodszych ode mnie koleżanek oraz kolegów, którzy zaczynają szkolenie specjalizacyjne, istotne są także inne czynniki. Medycyna, a szczególnie specjalizacje zabiegowe, to dziedzina, gdzie niezwykle ważna dla nauki zawodu, zdobycia odpowiedniej wiedzy i kompetencji będzie relacja mistrz-uczeń. Niestety, z uwagi na braki kadrowe i duże obłożenie pracą chirurdzy ze starszego pokolenia, na których barkach w dużej mierze spoczywa czuwanie nad szkoleniem młodych adeptów, nie mają czasu i przestrzeni, by być mentorami. W efekcie młodzi chirurdzy po prostu często nie mają się od kogo uczyć zawodu, a dla nauki w specjalizacjach zabiegowych czerpanie z doświadczenia starszych lekarzy i zdobywanie umiejętności pod ich okiem jest czymś nieodzownym – uważa lek. Katarzyna Pecka, specjalista chirurgii ogólnej i chirurgii plastycznej.

Lekarze chcą mieć własne życie


Braki kadrowe przekładają się też na nadmierne obłożenie pracą tych chirurgów, którzy już w systemie funkcjonują. Jak wskazuje lek. Katarzyna Pecka, młodzi lekarze obserwują realia pracy i wybierają specjalizacje, w których w większym stopniu możliwe jest uzyskanie równowagi pomiędzy pracą a sferą prywatną.

– Dziś lekarze chcą mieć własne życie. Co więcej, jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu specjalizacja z chirurgii ogólnej gwarantowała środowiskowy i społeczny prestiż, dziś jednak nie jest to już tak elitarna ścieżka kształcenia. Co prawda, w ostatnich latach wynagrodzenie rezydentów chirurgii wzrosło, od drugiego roku specjalizacji mogą oni również brać dodatkowe dyżury na szpitalnych oddziałach ratunkowych, dzięki czemu poziom uposażenia wzrasta. Mimo tych korzystnych zmian młodym praca chirurga kojarzy się głównie z nadmiernym przeciążeniem obowiązkami i dyżurowaniem. Często zdarza się, że rezydent z chirurgii czuje, że nie może odmówić wzięcia dyżuru, jeśli nie chce wypaść z grafiku zabiegów – a tego każdy chce uniknąć – mówi lek. Katarzyna Pecka.

Jej zdaniem lekarzy nie zachęca również archaiczny program szkolenia specjalizacyjnego.

– Program nie zmienił się znacząco od czasów, gdy ja rozpoczęłam rezydenturę. Przykładowo, od rezydentów wymaga się wykonania konkretnej liczby określonych zabiegów, co w praktyce szpitalnej bywa trudne lub nawet mało realne. Do wyboru specjalizacji z chirurgii ogólnej zniechęca również brak systemu no-fault – dodaje.

W opinii lek. Renaty Florek-Szymańskiej, specjalistki chirurgii ogólnej oraz chirurgii naczyniowej, o narastającym kryzysie kadrowym w chirurgii ogólnej mówiło się od lat, ale żadna z opcji rządzących nie zrobiła nic, by ten problem rozwiązać. W efekcie młodzi od lat mierzą się z podobnymi problemami.

– Od chirurgów wymaga się niemal stałej i pełnej gotowości do wykonywania operacji ratujących życie, ale też konsultacji zlecanych przez lekarzy z innych specjalizacji. Konsultacje - zarówno te uzasadnione, jak i te, które inni lekarze zlecają z powodów asekuracyjnych, pochłaniają sporo czasu chirurgów. Do tego opresyjny system prawny, zły program kształcenia specjalizacyjnego, nieadekwatna wycena procedur oraz mobbing powodują, że niewielu młodych lekarzy garnie się do tej specjalizacji. Nikt nie chce kosztem rodziny i własnego zdrowia poświęcać się dla pracy na chirurgii – mówi lek. Renata Florek-Szymańska.

Mobbing to nie problem całego środowiska


Wśród przyczyn kryzysu kadrowego w specjalizacjach zabiegowych, a szczególnie chirurgii ogólnej, wymienia się również problem mobbingu, który ma najbardziej dotykać młodych lekarzy i kobiety. Czy to istotnie tak powszechne zjawisko? Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista.


– Mam świadomość tego, że środowisko chirurgów uchodzi za trudne i hermetyczne, ale na podstawie własnego doświadczenia mogę ocenić, że wiele zależy od tego, do jakiego zespołu i ośrodka się trafi. Nie zetknęłam się nigdy ze zjawiskiem mobbingu lub dyskryminacji ze względu na płeć, choć gdy studiowałam i realizowałam szkolenie, zdarzało mi się usłyszeć, że chirurgia to specjalizacja zbyt obciążająca dla kobiet, ponieważ trudno ją łączyć z życiem prywatnym. Nie mam poczucia, że kobietom jest trudniej zrobić karierę w specjalizacjach zabiegowych. Przez lata pracowałam zarówno w zespołach zdominowanych przez mężczyzn, jak i płciowo zróżnicowanych. Oczywiście, gdzieniegdzie chirurgia jest nadal postrzegana stereotypowo jako „męska” specjalizacja, czego wiele z nas doświadczyło. Sporo się w tym zakresie zmienia, zainteresowanie kobiet specjalizacjami zabiegowymi wzrasta – ocenia lek. Katarzyna Pecka.

W ocenie lek. Renaty Florek-Szymańskiej mobbing to znacznie poważniejszy problem i, obok feudalnych relacji pomiędzy chirurgami, przyczyna niskiego zainteresowania specjalizacją.

– Niestety, mobbing w chirurgii nadal jest uważany za normalne zjawisko. W ocenie wielu jest to coś, przez co każdy młody musi przejść. Brakuje rozwiązań systemowych, a osoba mobbingowana jest często pozostawiona sama sobie. Niektórzy z tego powodu rezygnują z pracy w szpitalu. Mobbing w chirurgii dotyczy nie tylko kobiet – mówi lek. Renata Florek-Szymańska.

Lek. Karolina Żbikowska ma na ten temat zdanie nieco odmienne. W jej ocenie, mimo obiegowych opinii, specjalizacje zabiegowe wybiera coraz więcej kobiet, a płeć rezydentów nie jest czynnikiem istotnym dla przebiegu szkolenia specjalizacyjnego.

– Wydaje się, że kwestia płci w chirurgii obecnie ma drugorzędne znaczenie, a istotne są predyspozycje osobowościowe chirurga, zaangażowanie w pracę, liczba godzin spędzonych na sali operacyjnej podczas wykonywania zabiegów i tym samym zdobyte doświadczenie – podkreśla.

Najpierw chirurgia ogólna, potem wybór węższej specjalizacji

Skoro tak trudno młodych, niezależnie od płci, przekonać do wyboru specjalizacji zabiegowych, dlaczego nasze rozmówczynie zdecydowały się akurat na tę ścieżkę kształcenia? Jak podkreślają, nie był to dla nich trudny wybór – decyzję podjęły jeszcze na studiach lub wcześniej.

– Wybierając specjalizację absolutnie nie kierowałam się aspektami praktycznymi. Zanim zdecydowałam się na rozpoczęcie szkolenia specjalizacyjnego z kardiochirurgii, przez kilka lat pracowałam w kołach zajmujących się tematyką kardiologiczną i kardiochirurgiczną. Zainteresowanie tematami związanymi z funkcjonowaniem serca, ale także specyfika i dynamiczny charakter pracy w oddziale kardiochirurgicznym sprawiły, że nie mogłam wybrać żadnej innej dziedziny – przyznaje lek. Karolina Żbikowska.

Lek. Katarzyna Pecka wybrała za to coraz popularniejszy model kształcenia w specjalizacjach zabiegowych: jej pierwszym wyborem była chirurgia ogólna, ale w kolejnych latach uzyskała dodatkową, węższą specjalizację.

– Specjalizację z chirurgii ogólnej uzyskałam w 2018 r., natomiast cztery lata później zdobyłam również tytuł specjalisty chirurgii plastycznej. To coraz popularniejszy model kształcenia i wyboru ścieżki zawodowej. Specjaliści szukają w ten sposób dodatkowych możliwości zarobkowania i aktywności zawodowej, także poza szpitalem, który jest nadal postrzegany jako trudne środowisko pracy – zwraca uwagę.

Lek. Renata Florek-Szymańska o pracy chirurga marzyła od dziecka. Na drodze do upragnionego tytułu specjalisty musiała pokonać wiele trudności.

– Na specjalizację z chirurgii ogólnej dostałam się w 2003 r., wcześniej przez trzy lata nabór na specjalizacje był odgórnie wstrzymany. Ośrodek, w którym realizowałam szkolenie, był oddalony od mojego miejsca zamieszkania o 170 km. Przez pierwsze 3 lata pracowałam w szpitalu w Radzyniu Podlaskim. Dzisiaj bardzo dobrze wspominam tamte czasy, na swojej drodze spotkałam wyjątkowych ludzi. Wielkim szacunkiem darzę ówczesnego ordynatora oddziału chirurgii dr. Mirosława Wójtowicza i mojego kierownika specjalizacji dr. Jerzego Gleba, którzy razem z dr. Andrzejem Palejko nauczyli mnie wszystkiego. Ze względów rodzinnych przeniosłam się jednak do Lublina. Tam pracowałam w klinice, w której rezydenci byli traktowani jak ,,biali niewolnicy”. Po wielu perypetiach udało mi się dokończyć specjalizację w szpitalu w Puławach, gdzie pod swoje skrzydła przyjęli mnie dr Jarosław Furtak i dr Andrzej Baj – opowiada.

Jak dodaje, z powodu mobbingu musiała zrezygnować z praktykowania chirurgii naczyniowej. Ma jednak nadzieję, że wkrótce uda jej się wrócić do pracy jako aktywny zawodowo chirurg.

Wszystkie nasze rozmówczynie na podstawie własnych doświadczeń podkreślają, że młodych do chirurgii mogłoby przyciągnąć wprowadzenie systemu no-fault i poprawa organizacji pracy.

źródło: infowire.pl