Uważaj na rośliny i słońce. Fitofotodermatozy mogą zepsuć niejedne wakacje
Opublikowane 21 lipca 2025
Opalenizna, drink z limonką i bukiet dzikich ziół – wakacyjna sielanka może zamienić się w piekący koszmar. W rozmowie opublikowanej przez Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu prof. Adam Matkowski, kierownik Katedry Biologii i Biotechnologii Farmaceutycznej oraz Ogrodu Botanicznego Roślin Leczniczych, ostrzega przed niepozornym, ale realnym zagrożeniem: reakcjami skórnymi wywołanymi przez związki zawarte w roślinach, które aktywują się pod wpływem promieniowania UV.
Niebezpieczne połączenie roślin i promieni słonecznych najczęściej kojarzy się z barszczem Sosnowskiego. Każdego lata, zwłaszcza w czerwcu i lipcu, pojawiają się ostrzeżenia przed możliwością poparzeń, jakie powoduje kontakt z tą rośliną w połączeniu z promieniowaniem słonecznym. Choć barszcz Sosnowskiego to najbardziej znany przykład, nie jest jedyny. Bolesne oparzenia grożą nam po wycieczkach na łąki i pola znacznie częściej niż się powszechnie uważa.
„O toksyczności barszczu Sosnowskiego decydują zawarte w nim furanokumaryny, czyli fotouczulające związki chemiczne” – wyjaśnia prof. Adam Matkowski. „Roślina produkuje je w celach obronnych, a same w sobie nie są dla człowieka bardzo groźne. Problem zaczyna się, gdy zadziała dodatkowy czynnik: promieniowanie UV-A. Wówczas dopiero związki, które wcześniej wniknęły do skóry, zaczynają się aktywować. Dlatego rumień, pęcherze, ból czy obrzęk skóry nie pojawiają się natychmiast po kontakcie z rośliną, ale czasem nawet po wielu godzinach.”
Stan zapalny skóry wywołany przez połączenie działania roślin i promieniowania słonecznego nosi nazwę fitofotodermatozy. W barszczu Sosnowskiego, szczególnie w jego soku zawartym w łodygach i liściach, stężenie furanokumaryn jest wysokie. To dlatego kontakt z tą rośliną jest tak niebezpieczny. W Polsce można spotkać także jego kuzyna – barszcz Mantegazzi’ego, który jest równie groźny.
Jak podkreśla prof. Matkowski: „efekt jest mniej więcej podobny, bolesny, a czasem długotrwały. Warto też dodać, że do aktywacji furanokumaryn wystarczy niewielka ilość promieniowania, więc może się to zdarzyć nawet w pochmurny dzień.”
Barszcz Sosnowskiego należy do rodziny selerowatych. To rodzina o większym „fototoksycznym potencjale”, a jej inni przedstawiciele także mogą szkodzić. „Są to np. dziki pasternak, arcydzięgiel, a nawet, choć nieznacznie, popularny w kuchni i jadalny seler – a właściwie jego liście” – wylicza ekspert. W tych roślinach ilość substancji uczulających jest mniejsza, ale skutki kontaktu mogą być równie dotkliwe. „Żółte kwiaty dzikiego pasternaku czy arcydzięgla mogą się wydawać atrakcyjne, jednak lepiej się od nich trzymać z daleka, a do zbiorów selera nie podchodzić bez rękawiczek.”
Zaskoczeniem może być również gryka – pochodząca z innej rodziny, ale także zawierająca fotouczulające substancje w zielonych częściach. Z kolei rodzina rutowatych również kryje niebezpieczeństwa. „Wśród nich najbardziej fototoksyczna jest ruta, często uprawiana w ogródkach ze względu na ładny wygląd i przyjemny zapach.”
„Ruta ma właściwości lecznicze, jest bogata w rutynę (glikozyd flawonolowy – dodawany m.in. do popularnych leków przeciwprzeziębieniowych) ale również zawiera furanokumaryny.”
„O toksyczności barszczu Sosnowskiego decydują zawarte w nim furanokumaryny, czyli fotouczulające związki chemiczne” – wyjaśnia prof. Adam Matkowski. „Roślina produkuje je w celach obronnych, a same w sobie nie są dla człowieka bardzo groźne. Problem zaczyna się, gdy zadziała dodatkowy czynnik: promieniowanie UV-A. Wówczas dopiero związki, które wcześniej wniknęły do skóry, zaczynają się aktywować. Dlatego rumień, pęcherze, ból czy obrzęk skóry nie pojawiają się natychmiast po kontakcie z rośliną, ale czasem nawet po wielu godzinach.”
Stan zapalny skóry wywołany przez połączenie działania roślin i promieniowania słonecznego nosi nazwę fitofotodermatozy. W barszczu Sosnowskiego, szczególnie w jego soku zawartym w łodygach i liściach, stężenie furanokumaryn jest wysokie. To dlatego kontakt z tą rośliną jest tak niebezpieczny. W Polsce można spotkać także jego kuzyna – barszcz Mantegazzi’ego, który jest równie groźny.
Jak podkreśla prof. Matkowski: „efekt jest mniej więcej podobny, bolesny, a czasem długotrwały. Warto też dodać, że do aktywacji furanokumaryn wystarczy niewielka ilość promieniowania, więc może się to zdarzyć nawet w pochmurny dzień.”
Barszcz Sosnowskiego należy do rodziny selerowatych. To rodzina o większym „fototoksycznym potencjale”, a jej inni przedstawiciele także mogą szkodzić. „Są to np. dziki pasternak, arcydzięgiel, a nawet, choć nieznacznie, popularny w kuchni i jadalny seler – a właściwie jego liście” – wylicza ekspert. W tych roślinach ilość substancji uczulających jest mniejsza, ale skutki kontaktu mogą być równie dotkliwe. „Żółte kwiaty dzikiego pasternaku czy arcydzięgla mogą się wydawać atrakcyjne, jednak lepiej się od nich trzymać z daleka, a do zbiorów selera nie podchodzić bez rękawiczek.”
Zaskoczeniem może być również gryka – pochodząca z innej rodziny, ale także zawierająca fotouczulające substancje w zielonych częściach. Z kolei rodzina rutowatych również kryje niebezpieczeństwa. „Wśród nich najbardziej fototoksyczna jest ruta, często uprawiana w ogródkach ze względu na ładny wygląd i przyjemny zapach.”
„Ruta ma właściwości lecznicze, jest bogata w rutynę (glikozyd flawonolowy – dodawany m.in. do popularnych leków przeciwprzeziębieniowych) ale również zawiera furanokumaryny.”
Prof. Matkowski radzi miłośnikom przyrody ostrożność: „Nie znasz rośliny – najlepiej jej nie dotykaj. Jeśli bardzo ci się podoba i musisz ją mieć koniecznie w bukiecie polnych kwiatów – skorzystaj z aplikacji do rozpoznawania okazów przyrody w telefonie. A dla pewności, po wycieczce w plener dokładnie umyj ręce.”
Źródłem problemu może być jednak nie tylko łąka, ale i… bar przy plaży. „Tylko nie cytrusy!” – ostrzega prof. Matkowski. „One także należą do rodziny rutowatych, a niektóre są też bogate w substancje fotouczulające. Największe stężenia znajdują się w skórce i w dodatku świetnie rozpuszczają się w alkoholu. Wystarczy kilka kropli wylanych przypadkiem na odsłonięte części ciała, a resztę zrobi już słońce.”
Największe stężenia furanokumaryn znajdują się w limonkach i grapefruitach, ale nie są od nich wolne także cytryny i pomarańcze. „Fitodermatoza po słonecznych drinkach doczekała się nawet potocznej nazwy: w niektórych krajach znana jest jako ‘dermatoza margarita’.”
Innym, mniej znanym, ale równie niebezpiecznym związkiem jest hiperycyna, zawarta w dziurawcach. Występuje w preparatach ziołowych i nalewkach. „Fototoksyny rozpuszczają się w alkoholu, z tego względu bardziej fototoksyczna będzie wysokoprocentowa nalewka niż herbatka z dziurawca.”
Czy reakcje te mogą być śmiertelne?
„Przy przypadkowym kontakcie jest to mało prawdopodobne” – uspokaja prof. Matkowski. „Kluczowe są ilości fototoksycznych substancji, które wniknęły do skóry oraz czas ekspozycji na słońce. Im więcej działania obu czynników, tym groźniejsze skutki.”
Najgroźniejsze scenariusze są rzadkie, ale możliwe: „Teoretycznie można sobie wyobrazić, że ktoś zbierał rutę, tarzał się w barszczu Sosnowskiego i jeszcze napił się nalewki z dziurawca, a potem przebywał wiele godzin na słońcu. Wtedy mogłoby dojść do reakcji kaskadowej i zagrożenia życia. Takie sytuacje jednak raczej się nie zdarzają.”
Zagrożenia nie należy bagatelizować. „Nawet u zdrowych dorosłych barszcz Sosnowskiego może wywołać oparzenia III stopnia, wymagające hospitalizacji. Warto mieć świadomość istnienia specyficznych właściwości flory, by obcowanie z przyrodą było przyjemnością, a nie zamieniło się w koszmar.”
Źródłem problemu może być jednak nie tylko łąka, ale i… bar przy plaży. „Tylko nie cytrusy!” – ostrzega prof. Matkowski. „One także należą do rodziny rutowatych, a niektóre są też bogate w substancje fotouczulające. Największe stężenia znajdują się w skórce i w dodatku świetnie rozpuszczają się w alkoholu. Wystarczy kilka kropli wylanych przypadkiem na odsłonięte części ciała, a resztę zrobi już słońce.”
Największe stężenia furanokumaryn znajdują się w limonkach i grapefruitach, ale nie są od nich wolne także cytryny i pomarańcze. „Fitodermatoza po słonecznych drinkach doczekała się nawet potocznej nazwy: w niektórych krajach znana jest jako ‘dermatoza margarita’.”
Innym, mniej znanym, ale równie niebezpiecznym związkiem jest hiperycyna, zawarta w dziurawcach. Występuje w preparatach ziołowych i nalewkach. „Fototoksyny rozpuszczają się w alkoholu, z tego względu bardziej fototoksyczna będzie wysokoprocentowa nalewka niż herbatka z dziurawca.”
Czy reakcje te mogą być śmiertelne?
„Przy przypadkowym kontakcie jest to mało prawdopodobne” – uspokaja prof. Matkowski. „Kluczowe są ilości fototoksycznych substancji, które wniknęły do skóry oraz czas ekspozycji na słońce. Im więcej działania obu czynników, tym groźniejsze skutki.”
Najgroźniejsze scenariusze są rzadkie, ale możliwe: „Teoretycznie można sobie wyobrazić, że ktoś zbierał rutę, tarzał się w barszczu Sosnowskiego i jeszcze napił się nalewki z dziurawca, a potem przebywał wiele godzin na słońcu. Wtedy mogłoby dojść do reakcji kaskadowej i zagrożenia życia. Takie sytuacje jednak raczej się nie zdarzają.”
Zagrożenia nie należy bagatelizować. „Nawet u zdrowych dorosłych barszcz Sosnowskiego może wywołać oparzenia III stopnia, wymagające hospitalizacji. Warto mieć świadomość istnienia specyficznych właściwości flory, by obcowanie z przyrodą było przyjemnością, a nie zamieniło się w koszmar.”
Autor:
Redakcja MedicalPress