Prof. Naumnik: nie sprawdził się czarny scenariusz ws. wzrostu przypadków gruźlicy wielolekoopornej

Opublikowane 27 czerwca 2023
Prof. Naumnik: nie sprawdził się czarny scenariusz ws. wzrostu przypadków gruźlicy wielolekoopornej
Nie sprawdził się czarny scenariusz ws. wzrostu przypadków gruźlicy wielolekoopornej — powiedział w rozmowie z PAP prof. dr hab. n. med. Wojciech Naumnik. Eksperci obawiali się tego problemu w Polsce w związku z masową migracją obywateli Ukrainy, którzy uciekali do Polski przed wojną.

 

Jeżeli jest jakikolwiek wzrost liczby takich przypadków, to jest on bardzo nieznaczny. Rzeczywiście obawialiśmy się tego w związku z wojną na Ukrainie i masowym napływem obywateli tego kraju do Polski. Poczynione były nawet w związku z tym przygotowania, aby zabezpieczyć pacjentów w dostęp do leków stosowanych w gruźlicy wielolekoopornej. Takie leki zostały zabezpieczone, ale ja w klinice w Białymstoku nie widzę specjalnych wzrostów. Są to pojedyncze przypadki — tak jak było wcześniej - podkreślił ekspert w rozmowie z PAP.
W jego klinice leczyła się m.in. matka z dziećmi z Ukrainy, która jednak w pewnym momencie wypisała się na własne żądanie, bo postanowiła wrócić z rodziną do męża. "Nie znam dalszych losów tej pacjentki" - powiedział lekarz.

Prof. Naumnik jest kierownikiem I Kliniki Chorób Płuc i Gruźlicy Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, konsultantem wojewódzkim w dziedzinie chorób płuc. Specjalista wyjaśnił, że gruźlica wielolekooporna jest wywołana przez prątki, które uodporniły się na dwa najskuteczniejsze leki przeciwprątkowe. Chodzi o izoniazyd i ryfampicynę.
Obawy dotyczące tej choroby były związane z faktem jej znacznie częstszego występowania na wschód od Polski — na Ukrainie, ale także w innych krajach byłego ZSRR. Tam zdarzają się dość często przypadki gruźlicy, na którą nie działają żadne znane leki. To wynikało bardzo często z braku dyscypliny w leczeniu. Aby leczyć pacjenta chorego na gruźlicę, to należy przez odpowiednio długi czas (co najmniej pół roku), stosować co najmniej dwa, a często nawet cztery leki. Tam tego często nie stosowano. W Polsce — przed wybuchem wojny na Ukrainie, było w Polsce ok. 50 pacjentów chorych na gruźlicę wielolekooporną, a na Ukrainie mogło to być nawet 40 procent pacjentów chorych na gruźlicę (czyli tysiące chorych) - powiedział prof. Naumnik.
W jego ocenie być może część pacjentów z taką chorobą pojechała do krajów zachodniej Europy. Wielu zapewne walczy na froncie i nie zajmuje się obecnie swoim stanem zdrowia.

Dodał, że znacznie większym problemem jest dług zdrowotny po pandemii i zgłaszanie się do lekarzy osób, których stan choroby się mocno pogorszył. Chodzi zarówno o chorych na gruźlicę, jak i np. zaawansowanego raka płuc.
Populacja ukraińska w zakresie chorób pulmonologicznych okazała się bardzo podobna do naszej. U nas także mamy pacjentów chorych na raka płuca, chorych na astmę i inne schorzenia układu oddechowego, którzy nie leczyli się systematycznie. Z Ukrainy przyjeżdża także sporo takich pacjentów. Problemem jednak nie jest obecnie gruźlica wielolekooporna, której się rzeczywiście obawialiśmy - dodał ekspert. 

źródło: PAP