Nowe zasady obliczania czasu oczekiwania na świadczenia: czy prognozowanie kolejek stanie się realnym narzędziem dla pacjentów?
Opublikowane 08 grudnia 2025Do konsultacji publicznych trafiły dwa projekty rozporządzeń Ministra Zdrowia, które mogą zmienić sposób, w jaki pacjenci i świadczeniodawcy postrzegają kolejki w ochronie zdrowia. Choć samo liczenie czasu oczekiwania zawsze było obowiązkiem placówek, nigdy dotąd nie próbowano stworzyć jednolitego, ogólnokrajowego mechanizmu prognozowania, który miałby nie tylko opisywać bieżącą sytuację, ale również przewidywać, jak kolejki będą zmieniać się w czasie. Teraz ten krok wydaje się realny.
W projektach rozporządzeń zaproponowano nowy model obliczania prognozowanego czasu oczekiwania na świadczenia zdrowotne. Zgodnie z założeniami system ma zacząć działać w 2026 roku, a pierwszy oficjalny wynik zostanie wyznaczony w sierpniu, na podstawie danych za lipiec 2026 r. Aby było to możliwe, konieczne będzie obliczenie tzw. wartości bazowej za czerwiec 2026 r., która posłuży jako punkt wyjścia do kolejnych miesięcy.
Nowa koncepcja opiera się na dwóch powiązanych ze sobą elementach. Pierwszy projekt rozporządzenia opisuje sposób obliczania bazowego prognozowanego czasu oczekiwania. Wskaźnik ma być wyliczany z wykorzystaniem średnich czasów oczekiwania z maksymalnie 12 miesięcy. W praktyce oznacza to sumowanie średnich czasów oczekiwania z kolejnych miesięcy i odniesienie ich do liczby tych miesięcy, w których świadczeniodawca faktycznie prowadził listę oczekujących. To podejście ma zbliżyć wyliczenia do naturalnej sytuacji placówek, w których sezonowość, zmienność liczby pacjentów i dostępność personelu wpływają na tempo udzielania świadczeń.
Drugi projekt rozporządzenia wprowadza nową metodologię obliczania prognozowanego czasu oczekiwania dla poszczególnych świadczeniodawców. Odpowiedzialność za ten proces powierzono Narodowemu Funduszowi Zdrowia. Tym samym po raz pierwszy to nie placówki, lecz centralny płatnik ma dostarczać jednolite, porównywalne i – co szczególnie istotne – zweryfikowane dane. Taki model ma przeciwdziałać dowolności interpretacyjnej i poprawić spójność informacji prezentowanych pacjentom w skali całego kraju.
Nowy mechanizm ma charakter dynamiczny. Resort przewidział zastosowanie średniej ruchomej wykładniczej, która sprawia, że największą wagę otrzymują najświeższe dane. Wzór uwzględnia zarówno średni czas oczekiwania w danym miesiącu, jak i wartość prognozowaną z miesiąca poprzedniego, co ma pozwolić szybciej wychwytywać zmiany w rzeczywistej długości kolejek. Jeśli prognozowany czas oczekiwania przekroczy 30 dni, ma być prezentowany w miesiącach — z myślą o tym, by pacjenci mogli łatwiej ocenić, ile realnie będą musieli czekać na świadczenie.
W tle tych technicznych zapisów wybrzmiewa szersza ambicja: stworzenie narzędzia, które nie będzie jedynie grafiką na stronie internetowej, ale elementem budowania zaufania pacjentów do systemu. Od lat jednym z największych problemów polskiej ochrony zdrowia jest brak przejrzystości — pacjenci często nie wiedzą, dlaczego jedne kolejki stoją w miejscu, a inne skracają się o połowę, dlaczego terminy różnią się między regionami i na czym polega zasada „pierwszeństwa”. Nowy mechanizm, jeżeli zostanie wdrożony zgodnie z zapowiedziami, ma zmienić tę sytuację.
Pytanie jednak pozostaje otwarte: czy lepsza metoda liczenia przełoży się na faktyczne skrócenie kolejek? Już dziś wiadomo, że żaden wzór matematyczny nie zwiększy liczby specjalistów, nie otworzy nowych gabinetów i nie wypełni luki kadrowej w szpitalach. Może jednak sprawić, że pacjenci otrzymają bardziej rzetelną informację, a zarządzający systemem szybszy sygnał o problemach. To pierwszy krok, ale w systemie ochrony zdrowia – krok potrzebny.
Źródło: RCL
Nowa koncepcja opiera się na dwóch powiązanych ze sobą elementach. Pierwszy projekt rozporządzenia opisuje sposób obliczania bazowego prognozowanego czasu oczekiwania. Wskaźnik ma być wyliczany z wykorzystaniem średnich czasów oczekiwania z maksymalnie 12 miesięcy. W praktyce oznacza to sumowanie średnich czasów oczekiwania z kolejnych miesięcy i odniesienie ich do liczby tych miesięcy, w których świadczeniodawca faktycznie prowadził listę oczekujących. To podejście ma zbliżyć wyliczenia do naturalnej sytuacji placówek, w których sezonowość, zmienność liczby pacjentów i dostępność personelu wpływają na tempo udzielania świadczeń.
Drugi projekt rozporządzenia wprowadza nową metodologię obliczania prognozowanego czasu oczekiwania dla poszczególnych świadczeniodawców. Odpowiedzialność za ten proces powierzono Narodowemu Funduszowi Zdrowia. Tym samym po raz pierwszy to nie placówki, lecz centralny płatnik ma dostarczać jednolite, porównywalne i – co szczególnie istotne – zweryfikowane dane. Taki model ma przeciwdziałać dowolności interpretacyjnej i poprawić spójność informacji prezentowanych pacjentom w skali całego kraju.
Nowy mechanizm ma charakter dynamiczny. Resort przewidział zastosowanie średniej ruchomej wykładniczej, która sprawia, że największą wagę otrzymują najświeższe dane. Wzór uwzględnia zarówno średni czas oczekiwania w danym miesiącu, jak i wartość prognozowaną z miesiąca poprzedniego, co ma pozwolić szybciej wychwytywać zmiany w rzeczywistej długości kolejek. Jeśli prognozowany czas oczekiwania przekroczy 30 dni, ma być prezentowany w miesiącach — z myślą o tym, by pacjenci mogli łatwiej ocenić, ile realnie będą musieli czekać na świadczenie.
W tle tych technicznych zapisów wybrzmiewa szersza ambicja: stworzenie narzędzia, które nie będzie jedynie grafiką na stronie internetowej, ale elementem budowania zaufania pacjentów do systemu. Od lat jednym z największych problemów polskiej ochrony zdrowia jest brak przejrzystości — pacjenci często nie wiedzą, dlaczego jedne kolejki stoją w miejscu, a inne skracają się o połowę, dlaczego terminy różnią się między regionami i na czym polega zasada „pierwszeństwa”. Nowy mechanizm, jeżeli zostanie wdrożony zgodnie z zapowiedziami, ma zmienić tę sytuację.
Pytanie jednak pozostaje otwarte: czy lepsza metoda liczenia przełoży się na faktyczne skrócenie kolejek? Już dziś wiadomo, że żaden wzór matematyczny nie zwiększy liczby specjalistów, nie otworzy nowych gabinetów i nie wypełni luki kadrowej w szpitalach. Może jednak sprawić, że pacjenci otrzymają bardziej rzetelną informację, a zarządzający systemem szybszy sygnał o problemach. To pierwszy krok, ale w systemie ochrony zdrowia – krok potrzebny.
Źródło: RCL
Autor:
Redakcja MedicalPress