Największy wzrost śmiertelności od lat - II Debata Media Świadome Kardiologii

Opublikowane 15 lipca 2021
Największy wzrost śmiertelności od lat - II Debata Media Świadome Kardiologii
Wzrost śmiertelności z powodu chorób sercowo-naczyniowych aż o 16,7 proc. w stosunku do 2019 r. pokazuje, że system opieki nad pacjentami kardiologicznymi załamał się. Jak powiedział prof. Adam Witkowski, Prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, Dyrektor WCCI, to największy wzrost śmiertelności od wielu lat i o wiele większy niż w innych chorobach cywilizacyjnych, w tym onkologicznych.
Z okazji 25-lecia Warszawskich Warsztatów Kardiologii Interwencyjnej WCCI Warsaw odbyła się druga edycja debaty Media Świadome Kardiologii organizowana przez fundację Instytut Świadomości, WCCI Warsaw oraz Pacjent w Centrum będąca swego rodzaju bilansem kardiologii po (i wciąż w czasie) pandemii. 
 
Smutny bilans kariologii
 
Jak przyznał Prof. Witkowski, pandemia zdewastowała kardiologię. W 2020 r. w pierwszym półroczu pandemii o 35 proc. zmniejszyła się liczba leczonych zawałów serca, a aż o 74 proc. spadła liczba wykonywanych zabiegów u pacjentów planowych.
Bilans kardiologii w pandemii wypada źle. Podobnie jak w innych krajach, skupiliśmy się na leczeniu pacjentów z COVID-19, bo taka była potrzeba chwili i odwlekaliśmy leczenie pacjentów, którzy czekali na planowe hospitalizacje. Większość lekarzy przestawiło się całkowicie na teleporady, co z jednej strony jest dobre, bo unika się tłumów w przychodniach i poradniach ograniczając tym samym ryzyko infekcji, a z drugiej strony wszyscy wiemy, że tak na dłuższą metę nie da się leczyć, zwłaszcza chorych pierwszorazowych, którzy nie mieli wcześniej kontaktu z kardiologiem. - przyznał prof. Witkowski. - Kolejna sprawa, na którą trzeba zwrócić uwagę jest strach samych pacjentów przed pobytem w szpitalu. Nawet chorzy, którzy mieli bóle w klatce piersiowej, ostry zawał serca czy ostrą zatorowość płucną nie wzywali pogotowia na czas z obawy przed hospitalizacją, a pamiętajmy, że śmiertelność nieleczonego zawału wynosi aż 40 proc., a leczonego przy pomocy przezskórnej angioplastyki wieńcowej to tylko 3-5 proc. - podkreśla profesor.
 
Karolina Kowalska z Rzeczpospolitej stwierdziła, że podczas pandemii Ministerstwo Zdrowia poczuło się usprawiedliwione z powodu braku zainteresowania najbardziej newralgicznymi dziedzinami medycyny i sytuacją pacjentów, a wciąż to przede wszystkim na choroby serca i naczyń umierają Polacy. Jak podkreśliła, to całkowite skupienie na koronawirusie, już niebawem przyniesie nową pandemię - chorób sercowo-naczyniowych i ciężkich powikłań medycznych i systemowych po ich nieleczeniu. Przyznała, że jakość opieki nad pacjentami kardiologicznymi przypomina w tym momencie sytuację z lat 90-tych i konieczne jest szybkie i skuteczne uzdrowienie samej kardiologii dla dobra pacjentów.
 
Zgodziła się z tym Ewelina Zych-Myłek, Prezes fundacji Instytut Świadomości zauważyła, że skupienie na koronawirusie przysłoniło wszystkie dziedziny medycyny, a koniec pandemii COVID-19, to dopiero początek ogromnych problemów z leczeniem chorób cywilizacyjnych i konsekwencji zaniechania ich leczenia przez ostatnie 1,5 roku. Jak stwierdziła, koronawirus jako wymówka decydentów sprawdzał się dotychczas, ale teraz czas zająć się stałymi problemami zdrowotnymi polskiego społeczeństwa, którym są przede wszystkich choroby sercowo-naczyniowe.
 
Jak powiedziała Katarzyna Pinkosz, Wprost/Świat Lekarza, pandemia koronawirusa spowodowała pandemię strachu wśród pacjentów i nacisk na dziennikarzy aby od początku pisali głównie o koronawirusie, który wciąż, po prawie dwóch latach jest tematem nr 1 w mediach. Tym samym inne choroby i związane z nimi problemy w mediach właściwie przestały istnieć, co przełożyło się na tragiczne konsekwencje zdrowotne dla pacjentów. Przede wszystkim strach i niechęć przed pójściem do lekarza, czy nawet szpitala w stanie zagrażającym życiu, ułudę większego bezpieczeństwa zdrowotnego w domu, “mniejszego zła”, ale także wzrost kolejek i uniemożliwienie dostania się pacjentom na czas do konsultacji i zabiegów. Ważne projekty kardiologiczne zatrzymały się, a niektóre przestały istnieć - jak np. proponowany już dwa lata temu Narodowy Program Serca i Naczyń, który miał wejść w życie i zapewnić dobrą koordynację leczenia chorych na serce, która jest bardzo potrzebna. Sukces takich programów zależy nie tylko od założeń i potrzeb, bo one są, ale i od finansowania, woli decydentów oraz etyki i poświęcenia czasu samych lekarzy.
 
Co dalej z KOS i KONS?
 
Kompleksowa koordynowana opieka nad pacjentem po zawale serca, czyli program KOS-zawał to polski fenomen na skalę światową, jeśli chodzi o efekty. Udowodniono, że pacjenci, którzy mają w KOS-zawał na rok z góry zaplanowane wizyty u kardiologa, rehabilitację i określony program leczenia, umierają rzadziej niż pacjenci poza programem. Co więcej, po zakończeniu programu w kolejnych latach śmiertelność pacjentów z KOS-zawał jest wciąż niższa. Mimo to, tylko 11 proc. pacjentów, którzy kwalifikowałoby się do programu, korzysta z niego.
 
Tak niski procent pacjentów w tak skutecznym programie to jawne nieporozumienie i uważam, że powinien to być program obligatoryjny dla wszystkich szpitali, które leczą pacjentów z ostrym zawałem serca. Oczywiście, nigdy nie dojdziemy do 100 proc. pacjentów, ale gdyby było to 50-60 proc. to byłoby naprawdę dobrze. Przyczyn tej porażki w sukcesie jest pewnie wiele - na pewno niechęć samych pacjentów do programu, bo nie wszystkim chce się jeździć do lekarza, do oddziałów rehabilitacji oddalonych daleko od domu. Poza tym lekarzom nie chce się wypełniać dokumentacji, robić sprawozdań. No i wreszcie, wszystkim ten program powinien finansowo się opłacać i w wymiarze zdrowotnym i finansowym, ale wciąż tak nie jest. - przyznaje prof. Witkowski.
 
Szumnie ogłaszany jako sukces program KONS (opieka nad pacjentami z niewydolnością serca), stoi dziś w miejscu i w najbliższym czasie niewiele się zmieni. Projekt Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK), której pilotaż rusza jesienią w woj. mazowieckim nie uwzględnia go w realizacji.
 
Szkoda, bo moim zdaniem jeden projekt nie wyklucza drugiego, a chorych z niewydolnością serca jest w Polsce 1 mln 300 tys. Pilotaż KSK zakłada obecnie szybkie i nielimitowane ścieżki leczenia dla czterech obszarów chorobowych: niewydolności serca właśnie, nadciśnienia tętniczego, zaburzeń rytmu serca, w tym migotania przedsionków oraz wad zastawkowych. To krok w dobrym kierunku, natomiast wymaga dopracowania, być może w perspektywie czasu będzie można dołączać kolejne obszary i dopracowywać realizację już istniejących, ponieważ oprócz skutecznego leczenia szpitalnego, musimy mieć skuteczną opiekę pozabiegową aby faktycznie zmniejszyć śmiertelność w chorobach sercowo-naczyniowych. - wyjaśnia prof. Witkowski.
 
Iwona Kaźmierska z Termedii stwierdziła, że Polacy generalnie mają skłonność do hurraoptymizmu, szumnego ogłaszania projektów i programów, które pozostają w krótkim czasie porzucone i niezrealizowane. Natomiast w przypadku programów medycznych jest to wybitnie szkodliwe dla pacjentów. Przyznała, że jest w szoku w związku z informacją, że program KONS zostanie zawieszony, ponieważ sama poświęciła jego rozpropagowaniu wiele artykułów na przestrzeni ostatnich lat, dlatego należy bacznie obserwować rozwój Krajowej Sieci Kardiologicznej, skupiając się na faktycznej, a nie wizerunkowo-medialnej realizacji tego projektu.
 
Jest program, nie ma pacjentów
 
Długo wyczekiwany program lekowy leczenia hipercholesterolemii rodzinnej, który wszedł w życie w 2019 r. zapowiadał się na rewolucję, ponieważ skala problemu tej choroby w Polsce to pewne 80 tys. pacjentów w Polsce, a najnowsze szacunki mówią, że chorych może być nawet 200 tys.
 
I nagle okazuje się, że zdiagnozowanych mamy 5 tys. pacjentów, a uczestniczących w programie lekowym… mniej niż 200… Rzadko zdarza się taka sytuacja w medycynie, że dostępny jest skuteczny program leczenia z dostępnymi najnowszymi lekami, a… nie a w nim pacjentów. To absurd i zaprzepaszczenie ogromnej długo wypracowywanej szansy. Dlaczego tak jest? - pyta prof. Gil. - Winić należy brak systematycznego poszukiwania chorych mogących skorzystać ze stosownego programu lekowego. A ono powinno rozpoczynać się już u młodych członków rodzin, w których występują incydenty sercowo-naczyniowe. - Pacjenci po ostrych zespołach wieńcowych (OZW) to różnorodna grupa. Są tu pacjenci z grupy wysokiego, ale też ekstremalnego ryzyka sercowo-naczyniowego. Wydaje się, iż wyczulenie lekarzy na pacjentów z grupy ekstremalnego ryzyka sercowo naczyniowego pod tym kątem jest małe, a grupa ta wymaga szybkiego rozpoznania (oznaczenie lipidów) i na start intensywniejszego leczenia hipolipemizującego oraz intensyfikacji leczenia, jeśli pacjenci ci nadal nie osiągają celu LDL-C. W przypadku pacjentów ekstremalnego ryzyka terapia ta może wymagać nawet potrójnej terapii; statyny, ezetymib, PCSK9i, a więc dla takich pacjentów szansą jest program lekowy, który oferuje  darmowe  nowoczesne leczenie hipolipemizujące. - tłumaczy prof. Robert Gil. Kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej CMKP w CSK MSWiA, Dyrektor WCCI.
 
Ewelina Zych-Myłek zwróciła uwagę, że świadomość programu lekowego “Leczenie inhibitorami PCSK-9 pacjentów z zaburzeniami lipidowymi” jest wciąż niewielka zarówno wśród lekarzy od POZ do specjalistów. Braki wiedzy dotyczą kryteriów włączenia do programu oraz tego, gdzie program lekowy jest realizowany i jak mogą z niego zatem skorzystać pacjenci. Zaproponowała aby bardziej dosłownie i kierunkowo komunikować potrzeby i problemy właśnie w mediach, ponieważ przyjęło się, że specjaliści mówią o założeniach i problemach danego zagadnienia, natomiast rzadko stosują komunikację medialną do innej medycznej grupy zawodowej, od której podejścia zależy sukces terapeutyczny w ich dziedzinie - w tym do lekarzy POZ. Być może dołożenie tego elementu komunikacyjnego pomogłoby, oprócz stosowania współpracy w ramach towarzystw, wymiany doświadczeń na konferencjach i wspólnych stanowisk dot. diagnostyki i leczenia, szeroko nagłaśniać i wywoływać wiążące dyskusje w przestrzeni publicznej.
 
Profesor Gil uważa, że program KOS-zawał jest szansą na wykorzystanie możliwości programu lekowego, ponieważ trwa on 12 miesięcy, czyli tyle ile okno czasowe na włączenie do programu lekowego, ma także określony schemat wizyt, co pozwala na zoptymalizowanie opieki nad pacjentem po OZW zgodnie z obwiązującym wytycznymi - szczególnie oznaczanie lipidów, intensyfikacja leczenia, a co za tym idzie, zwiększa szanse na włączenie pacjenta do programu lekowego.
Kluczowe jest aktywne poszukiwanie pacjentów do programu lekowego - każdy chory hospitalizowany z powodu OZW powinien być sprawdzany w kierunku włączenia do programu lekowego, ponieważ tym samym obniżamy ryzyko incydentów sercowo-naczyniowych w ciągu pierwszego roku po zawale, co jest najbar­dziej krytyczne. - stwierdza prof. Gil. - Ważnym systemowym aspektem jest to, że poradnie POZ nie mogą prowadzić programu hiperlipidemii rodzinnej ani u chorych wysokiego ryzyka ani nie mogą prowadzić KOS- zawał, w związku z tym, jeżeli mają takiego pacjenta, to powinni go odsyłać natychmiast do poradni specjalistycznej. Ale skoro program to na dziś niewykorzystany potencjał, oznacza to, że tego nie robią. - dodaje.
Anna Kaczmarek podniosła kwestię zbyt małego zainteresowania dziennikarzy problemem hipercholesterolemii rodzinnej i bagatelizowania zagadnienia cholesterolu, które powtarzane często w artykułach, stało się… nudne. Zachęciła kardiologów do częstszego dzielenie się wiedzą o cholesterolu z mediami w aspekcie hipercholesterolemii rodzinnej i stwierdziła, że należy wspomóc edukację pacjentów i lekarzy POZ, ponieważ to tam wszystko się zaczyna.

Wiarygodność dziennikarzy zagrożona?
Joanna Morga z Polskiej Agencji Prasowej przyznała, że bywa zniechęcona propagowaniem tematów zdrowotnych, edukacją i informowaniem o kolejnych szansach w medycynie, kiedy … pacjenci tak naprawdę nie mogą z nich skorzystać. Bezsilność i brak poczucia sprawczości w zmianie systemu ochrony zdrowia na lepsze jest frustrujące, bo każdy prawdziwy dziennikarz czuje się odpowiedzialny przed czytelnikami za swoje artykuły, a pacjenci często nie rozumieją, że sam fakt potrzeby zrobienia badań okresowych czy pojawienia się nowych leków i programów nie oznacza niestety ich powszechnej dostępności. Chorzy zderzają się z rzeczywistością i w żalu często pretensje mają właśnie do dziennikarzy poddając w wątpliwość ich wiarygodność, ponieważ z nimi łatwiej skontaktować się niż np. z decydentami czy profesorami.
 
Lucyna Krysiak z Gazety Lekarskiej przypomniała, że media i lekarze to naczynia połączone, a dziennikarze mówią głosem ekspertów, z którymi przeprowadzają wywiad. Kluczowe jest odpowiednie ujęcie tematu i poruszenie go w sposób interdyscyplinarny nawet, gdy dotyczy konkretnej dziedziny medycyny, ponieważ każda choroba tak właśnie powinna być rozpatrywana i komunikowania - wtedy pacjent otrzymuje pełną informacje, a dziennikarz nie traci swojej wiarygodności. Ta zasada powinna dotyczyć nie tylko komunikacji medialnej, ale projektowania koordynowanych programów w ogóle - wyjście poza schemat, holistyczne podejście do pacjenta nie tylko gwarantowałoby lepszą współpracę między lekarzami, ale pozwalałoby na zadbanie o zdrowie pacjentów interdyscyplinarnie z najbardziej efektywnym wykorzystaniem zasobów kadrowych i finansowych. Ważne również aby pamiętać i doceniać potencjał informacyjno-edukacyjny różnych mediów - nie tylko tych wielkich ogólnopolskich, ale też regionalnych, które, będąc bliżej odbiorcy, lepiej do niego trafiają. 

Źródło: Fundacja Instytut Świadomości